Mija prawie miesiąc od początku tych traumatycznych wydarzeń, które nas dotknęły…. Z dnia na dzień tracisz wszystko – ulubione książki i fotografie, samochód którym jeżdziłeś na wakacje i do pracy, kubek w którym piłeś codziennie kawę, zabawki, które twoje dziecko dostało pod choinkę.
Wszystko jest bez sensu, nie ma przyszłości, nie ma sił, aby rozpoczynać od nowa. Odbudować dom, przeprowadzić się, rzucić wszystko w chol…. ? I uciec jak najdalej od tych myśli, od prześladujących mnie nocami obrazów, od wizji czarnej przyszłości. Wszyscy w około chcą mnie pocieszać, szukają „pozytywnych stron”, pomagają w oczyszczaniu pomieszczeń. Ale czego ja właściwie chcę? Wraz z całym dorobkiem życia, rozpłynęły się wszelkie pozytywne emocje, wspomnienia. W tym momencie mogę liczyć tylko na moją pamięć, która będzie w stanie odtworzyć niezapomniane chwile radości, przywrócić obrazy i sytuacje, które powodowały uśmiech na twarzy. Ale w tym momencie nic nie pamiętam, mam pustkę w głowie, moje działania wydają się chaotyczne i do niczego nie prowadzą. Czasami w nocy budzę się spocony, z krzykiem na wspomnienie tego, co się wydarzyło i nadal się dzieje. O konsekwencjach powodzi nie można zapomnieć z dnai na dzień, nie wolno! Co mam robić w chwilach, jak ta, kiedy nieustannie przeżywam lęk o siebie, o bliskich, o przyszłość. Jak pokonać ten strach, jak z nim współpracować, aby mnie już nie niszczył, aby działał na moją korzyść.
Zacznę pisać – usiądę spokojnie przy stole (jeśli jeszcze jest, jeśli nie – będę pisał na kolanach). Wezmę białą kartkę i długopis. Biorę głęboki oddech. Spojrzę w głąb siebie i zacznę pisać. .. wszystko, co mi „chodzi po głowie”, bez wybierania, bez układania w jakiś schemat, porządek. Piszę o sytuacjach dobrych i o tych, na myśl których chce mi się płakać.
Pisz
Po pół godzinie odkładam kartkę. Chowam ją i nie czytam więcej. Wracam do codziennych obowiązków, a przecież teraz jest ich mnóstwo (tak, jak komarów).